poniedziałek, 17 września 2012

Rozdział 28

-Ta dziewczyna to ty!
Byłam już na schodach. Gwałtownie odwróciłam głowę. Wkurzyłam się. Jak on śmie?! Podeszłam do niego. Uderzyłam go w twarz dłonią. Mocno, aż odskoczyła w drugą stronę. Zdziwiony dotknął policzka z którego ciekła krew. Najwyraźniej rozcięłam mu skórę pierścionkiem.Sięgnął do mojej dłoni i przyjrzał się srebrnemu kółku. Zdjął go i cisnął na ziemię.
-Dlaczego mnie uderzyłaś?
-Wygadujesz bzdury! Mówisz, że byłam zdolna do stosunku z kim takim... takim...takim... jak...TY!
-Teraz to mówisz? Gdy to robiliśmy, chciałaś mnie!
-Nie wierzę ci! Kłamiesz chamie!
-To jak mam cię przekonać? Powiedzieć, że masz pieprzyk na tyłku? Bo masz tak?
-Eeee... Tak. Ale wiele osób też ma!
-Nosisz biustonosz C?
-To akurat mogłeś powiedzieć bez dotykania!
-Dobra. Pamiętasz może imprezę? Dużą? Byliśmy na niej po tym co się stało. Tańczyłaś z jakimś typkiem cały czas. Przedstawiał się nam, ale zapomniałem. Przystojny, niebieskie oczy, wysoki. Twój typ.
-Skąd wiesz jaki jest mój typ?
-Najwidoczniej tak, bo kleiłaś się do niego cały wieczór.
-Och, zamknij się w końcu!
-To jak mam ci to wytłumaczyć?!
-Nie masz czego. Nic nie miało miejsca. Koniec i kropka. - Zayn spuścił głowę z rezygnacją.
-Idź już - powiedział cicho.
-Nie próbuj nawet wciągać mnie w tą twoją głupią grę. - Odwróciłam się i bez słowa odeszłam. Oddalając się od niego powiedziałam - Pojutrze wyjeżdżam do Polski. Nie wiem czy chcę, żebyście jechali ze mną. - Nie czekając na jego odpowiedź szłam dalej. W drodze myślałam tylko o obowiązkach i załatwieniu wszystkich spraw przed odjazdem. Lista była krótka.

Po godzinnym spacerze dotarłam do Larrego. Na szczęście był już w swoim domu. Całkowicie bezpieczny i odcięty od świata. Nie było nikogo w domu oprócz starszej gosposi. Przywitałam ją szybkim skinieniem głowy. Zdjęłam buty i pobiegłam do pokoju kolegi. Przyłapałam go akurat na czytaniu jakiejś książki.
-Chyba wszystkie psy pozdychają. Ty czytasz książkę? Teraz już mogę umrzeć szczęśliwa, że poznałam choć jedne twoje,  normalne hobby. Zawsze myślałam, że czytasz jakieś playboye w wolnym czasie. Moje wyobrażenie o tobie właśnie zachwiało się w posadach. - Po krótkim monologu podeszłam do niego i dałam mu buziaka w policzek.
-Za co droga Pani ofiarowujesz mi tak drogocenny dar?
-Ach, już wiem jakie ty książki poczytujesz. Romanse historyczne, co? Czyli jednak się nie zmieniłeś.-Larry wzruszył ramionami i powiedział tylko:
-A czym to się różni od playboya? W książce przynajmniej mogę sobie co nieco wyobrazić, a w czasopiśmie to patrzę się jak idiota na mały kawałek zdjęcia.
-Taaa, bo wolisz czytać pornole! Ty zboczuchu!
-Dobra, dobra, jak tak bardzo chcę to pożyczę ci tą książkę.
-Nie, dziękuję. Mam swoją kolekcję. - Larry błysnął uśmiechem. Przeczesał palcami włosy i wskazał dłonią na krzesło - Usiądź - powiedział.
-Więc - kontynuował - co się porobiło w wielkim świecie, że zapragnęłaś odwiedzić starego druha?
-Serio, przestań tak mówić.
-Ale, czyż to nie jest pociągające?
-Może, ale dla mnie nie.
-Spoko. To co chciałaś?
-Pożegnać się. Wyjeżdżam. - spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem, ale nic nie powiedział.
-Wrócisz za rok?
-Pewnie tak.
-To...spoko.
-Może za rok zaczniemy od nowa.
-Było by mi miło. Kilka dni osamotnienia podziałały mi na psychikę. Przemyślałem co nieco.
-Tak?
-Ale teraz nie chcę o tym gadać. Może za rok zmienię się dostatecznie bardzo na zwierzenia, malowanie paznokci i gadanie o chłopakach.
-Ha, ha ha. Damski świat, oparty jest na bardziej stabilnych filarach niż sobie z tego zdajesz sprawę. Nie gadamy tylko o płci przeciwnej wymyślając jak by tu sobie podogadzać w łóżku.
-A my marzymy, żeby sobie podosadzać i tyle. Prosta i nieskomplikowana chemia.
-Chemia jest tylko pomiędzy zakochanymi. Gdy robisz to z właściwą osobą, to gwiazdy spadają z nieba i ziemia się trzęsie.
-Skąd wiesz? Myślałem, że jesteś niewinną dziewczynką.
-Już nie taką niewinną.
-Czyżby coś się stało przez te kilka dni.
-Ach, nie chcę mi się o tym gadać.
-Jak sobie życzysz.
Zapadła krępująca chwila ciszy. Wymieniliśmy krótkie spojrzenia. Odwróciłam się pierwsza, zawstydzona.
-To kiedy dokładnie jedziesz? - W myślach podziękowałam mu za zmianę tematu
-Pojutrze o północy. Powinniśmy po południu być na miejscu.
- Brzmi fajnie. Móc sobie podróżować.
-Tak. Można oderwać się od problemów.
-Przydałoby się.
-Akurat twoje życie wygląda bezproblemowo. Mając takich rodziców. Troszczą się o ciebie. Kochają cię.
-Jasne. Kochają na odległość. Ojca widziałem parę dni temu.
-Moi rodzice też tacy są. Pojechali na plażę nudystów, mnie wysłali tutaj i nie dają oznak życia od dłuższego czasu. Ciotka uspokaja mnie mówiąc, że to nie jest ich pierwszy raz. Że wszystko będzie dobrze. Ale czy normalni rodzice hasają roznegliżowani po plaży?
-Już wolałbym mieć takich rodziców, a nie moich.
-No widzisz, mamy różne punkty widzenia.
-Po prostu mamy różne charaktery.
-Ale jednak potrafimy się dogadać. - uśmiechnęłam się do niego
-I do tego też mogło dojść.
Położyłam się na łóżku obok niego i podniosłam książkę którą czytał. Na widok okładki prychnęłam.  Zobaczyłam na wpół rozebraną parę połączoną w pocałunku, stojącą  na szczycie góry. Za nimi rozciągała się panorama pięknej doliny, prawdopodobnie wiosną.
-Trochę to banalnie wygląda - powiedziałam do Larrego.
-Mi się tam podoba. Kiedyś zrobię sobie takie same zdjęcie.
-Tylko po to żeby po chwili zabić się schodząc w dół.
-Nie. To nie byłby mój pierwszy raz.
-Chodziłeś już po górach?
W odpowiedzi kiwnął głową nic nie mówiąc.
-No to jestem pod wrażeniem. Cholera, myślałam, że nie ryzykujesz, aż tak bardzo. Wyglądasz mi raczej na grzecznego chłopca. A te twoje niebieskie oczy jeszcze bardziej utrzymują mnie w tym przekonaniu.
-Już ja sobie myślę co ty wyobrażasz.
-Zdziwiłbyś się czasami jakie myśli chodzą mi po głowie.
Larry uśmiechnął się pod nosem i założył ręce za głowę i  w tak wielce kuszącej pozycji spoglądał na mnie. Nie mogę ukryć tego, że wyglądał bardzo apetycznie. Cóż poradzę, ale mam słabość do chłopców z niebieskimi oczami. W tej chwili mogłam mu wybaczyć wszystkie złe postępki. Nawet te groźby. Och, dlaczego akurat w tej chwili okazałam słabość. Pomyślałam o wszystkich mężczyznach obecnych w moim życiu. Jak na tak młodą osóbkę mogłam pochwalić się jako takim zainteresowaniem płci przeciwnej. Gdy wpadałam w tarapaty zawsze znajdował się jakiś książę na rączym koniu, który w wielkim stylu uratuje mnie. Zazwyczaj to był Niall. Nie Zayn, nie Larry, nie Klaus. Ale ten blondynek z kolorowymi oczyma. Poznałam go jako pierwszego. Od paru miesięcy nawiązaliśmy skomplikowaną relację. To nie do końca była przyjaźń, może raczej delikatne zauroczenie z mojej strony, ale z jego? Nie wiem. Nigdy nie zbliżyliśmy się dostatecznie, aby spróbować czegoś więcej. Dlaczego po dłuższym czasie uświadomiłam sobie tak ważny fakt? Może to właśnie Niall mógłby uszczęśliwiać mnie każdego dnia. Związek pomiędzy małolatami jest bardzo chwiejny. Oboje jesteśmy młodzi i porywczy. Od samego początku nic nie byłoby pewne na 100%. Zaśmiałam się na głos. Od kiedy to ja chcę mieć chłopaka?! Jak ja się zmieniłam. Pokręciłam głową z niedowierzania.
-Co jest? - zapytał Larry
-Nastąpiła ta oto niezapomniana chwila, w której zgadzamy się ze sobą - skłamałam szybko.
-Dziwne, co?
-Nawet nie wiesz jak.
Kolejna chwila ciszy.
-Lubię wątróbkę - powiedział chłopak. Uśmiechnęłam się do niego.
-Ja też. I do tego fura smażonej cebulki. Mmmmm. Palce lizać. Ale myślałam, że mało osób to je w ogóle.
-Ja mam to już w krwi. Moja ciotka faszerowała mnie jak byłem mały to się przyzwyczaiłem i z czasem mi posmakowało. Moje dzieci też to pewnie będą jadły.
-Oj, ty już nie bądź taki pewny siebie kolego.
-Pomarzyć zawsze można.
-Tak, zawsze, bo tylko to na pozostało. Nadzieja matką głupich co nie?
-Ahammm...
-Co będziesz dziś robił? Tylko czytał?
-Nie wiem. Zostało mi jeszcze ponad połowa, więc pewnie poleniuchuję i tyle, a ty?
-Muszę pożegnać się z kilkoma znajomymi i do domu.
-Jakże ciekawe zajęcie.
-Wszystko z dobrego wychowania.
-Taa, sory, ale czy mogłabyś już iść? Zaraz powinni wrócić rodzice, a nie chcę słuchać ich głupich aluzji co do tego że była u mnie dziewczyna.
-Co? Fuuu! Łeee!
-No co? Oni tacy są. Kochani, ale równocześnie upierdliwi.
-Dobra, no to spadam.
Wstałam i podeszłam do drzwi. Uśmiechnęłam się do niego i posłałam całusa w powietrzu, a on jakby go złapał i przyłożył sobie dłoń do policzka. Wybiegłam szybko z domu. Zostało mi jedynie spotkać się z Niallem. Umówiliśmy się w kawiarni. Dokładnie tamtej, gdzie spotkaliśmy się pierwszym razem. To był mój warunek. Szłam radośnie przez miasto. W podskokach pokonałam ostatnie metry dzielące mnie od Nialla. Gdy weszłam do knajpki zamówiłam colę i ciastko czekoladowe. Zapłaciłam i szybko poszłam wgłąb pomieszczenia. Znalazłam go odwróconego do mnie plecami. Najwyraźniej ciekawiły go bardzo serwetki, które próbował składać z tak mizernym rezultatem. Zasłoniłam dłońmi jego oczy i zapytałam podekscytowana:
-A któż to? Hm?
-Aj, aj, aj, nie wiem! Może Harry?
-Nie, durniu! To ja!
Szybko odwrócił się w moją stronę z ogromnym uśmiechem. Zbliżyłam szybko twarz do jego i dałam szybkiego całusa w policzek. Jednak po chwili zastanowienia przycisnęłam usta do jego, całując powoli sprawdzałam czy pozwoli mi na więcej. Nie mogąc wytrzymać dłużej dmuchnęłam delikatnie w usta, które za sprawą różdżki otworzyły się i mogłam bawić się odważniej. Na początku delikatnie i ostrożnie. Niall jęknął delikatnie i zaczął całować mnie z równie wielką pasją. Wplątał palce we włosy i przyciągnął bliżej. Nie wiem ile czasu to trwało, ale było bosko. Gdy w końcu oderwaliśmy się od siebie dyszeliśmy ciężko. No może trochę odrobinę za dużo się ślinił, ale i tak to pikuś w porównaniu z całokształtem. Usłyszałam jedynie jak zadał szeptem jedno krótkie pytanie:
-Dlaczego teraz?