sobota, 2 czerwca 2012

Rozdział 24

 Ciotka z samego ranka mnie obudziła i kazała iść do szpitala. Mało brakowało, a siłą wypchnęłaby mnie w samej piżamie za drzwi. Zależało jej jak cholera, aby tylko ten mały syf nas nie wydał. Nie mogłam powstrzymać myśli i cały czas myślałam tylko o nim.
Szybko się ubrałam. Wrzuciłam do kieszeni kasę i wyszłam szybko z domu. Stojąc na dworze zauważyłam, że zaczyna padać deszcz, więc musiałam wrócić po parasolkę.Ciotka zdziwiła się, że wróciłam. Była bardzo zdenerwowana. Będę musiała jak najdelikatniej załatwić tą sprawę z Larrym. Wyszłam przed mieszkanie. No to teraz na dobre się rozpadało. Padający deszcz wielkimi strumieniami płynął wzdłuż krawężników. Ten widok nastrajał mnie nieco melancholijnie. Nie chciało mi się śmiać. Szłam ze spuszczoną głową do szpitala jakby na ścięcie. Mało brakowało, a bym się zaczepiła o własne nogi. Ziewałam cały czas.Im szybciej tam będę, tym szybciej wrócę. Wstąpiłam na chwilę do sklepu. Kupiłam jakieś kolorowe żelki dla tego idioty obłożnie chorego. Oby on się nimi udławił. Jak można być takim durniem i grozić komuś?! Myśli, że jest nie wiadomo kim! Cholerny przeszczep! Traktuje ludzi jak śmieci. Miałam ochotę napluć do tych żelek, ale jakimś cudem doniosłam je na miejsce. Zapukałam i weszłam do środka. Larry leżał na łóżku i czytał jakąś gazetę. Podeszłam bliżej do niego. Spojrzałam na okładkę. Matko co za zboczone dziecko, czyta Playboya w miejscu publicznym. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i wyrwałam lekturę z jego dłoni. Zaczęłam się śmiać z niego i wyrzuciłam gazetę do kosza.
-Oddaj mi tą gazetę! Wyjmij ją z kosza i połóż o tutaj - powiedział i wskazał palcem na małą szafeczkę stojącą przy jego łóżku.
-Nie. Masz kupiłam to dla Śpiącej Królewny z wstrząśnieniem mózgu  - rzuciłam żelkami na jego brzuch i usiadłam na krześle stojącym jak najdalej od niego. - Może być?
-Ujdzie w tłumie. Co się stało, że humorek ci się poprawił? Zaczęliśmy używać sarkazmu, co mała?
-Cicho bądź! Zatkaj się tymi żelkami. - przyglądałam się jak próbował otworzyć opakowanie. Na mojej twarzy pojawił się mały złośliwy uśmieszek. Podeszłam do niego, wyrwałam mu z dłoni paczek i sama otworzyłam. Wzięłam sobie kilka żelek i wróciłam na miejsce.
-Złodziejka! - powiedział Larry.  - A jaką mamy dziś datę? - pomyślałam chwilę i powiedziałam:
-Nie wiem dokładnie, ale chyba 5 sierpień?
-Dobra.
-A co?
-Mam konkurs 20 sierpnia.
-Na wakacjach? Jaja sobie ze mnie robisz?
-Tak, na wakacjach.
-Jaki?
-BMX Ride Tour . Można wygrać nowego BMX'a. Wiesz co to jest?
-Nie myśl, że jestem głupia. Pewnie, że tak. Mój brat jeździ BMX'em.
-Dobry jest?
-Nie wiem, nie interesuję się moim bratem. A ty dobry jesteś?
-No ba! Najlepszy!
-Taaa jasne. Skąd to wiesz?
-Bo wygrałem w tamtym roku.
-Dobra, niech ci będzie, że wygrałeś.
-Nie wierzysz mi? Jak wyjdę ze szpitala to pokarzę ci parę trików, może wtedy uwierzysz.
-Zobaczymy.
Siedzieliśmy w ciszy przeżuwając słodycze.
-Oglądałaś może Harrego Pottera? - powiedział Larry. Zdziwiłam się, że on potrafi rozmawiać o zwykłych sprawach. Spojrzałam na niego zdziwiona, ale on mówił jak najbardziej poważnie. Odchrząknęłam i powiedziałam:
-Tak, to najlepszy film mojego dzieciństwa.
-Ulubiona postać?
-Hagrid
-Ale dlaczego, przecież on nie był głównym bohaterem?
-Całokształt. I tyle. A twój?
-Ron. Był takim fajtłapą. Zawsze można było się z niego pośmiać.

Rozmawialiśmy razem bardzo długo. Uświadomiła nam to dopiero pielęgniarka, która przyniosła leki dla Larrego. Pożegnałam się z nim i szybko wyszłam z pokoju. Wychodząc kupiłam gorącą czekoladę z automatu i wyszłam na zewnątrz. Przynajmniej deszcz przestał padać. Szłam szybko do domu nie zważając na mokre buty i spodnie. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w ciepłym domku. Idąc marzyłam o herbacie, czekoladzie i jakimś miłym filmie. Szybko wbiegłam po schodach i mocowałam się z zamkiem w drzwiach. Po kilku minutach w końcu puściły. Weszłam do środka. Wszystkie światła były wyłączone. Szybko zdjęłam buty. Już miałam iść do kuchni, gdy ktoś włączył wszystkie światła. Początkowo mój wzrok był sparaliżowany, ale potem zobaczyłam salon pełen ludzi.
-Najlepszego! - krzyknęli wszyscy chórem
Zaczęłam się śmiać. Nie mogłam złapać oddechu. Spojrzałam na nich. Biedne istoty. Spoglądali na mnie ze zdziwieniem. Nie wiedzieli co robić. Kiedy w końcu się opanowałam powiedziałam:
-Ja nie mam dziś urodzin! Za tydzień mam! Kto was wprowadził w błąd?
-Ja - powiedziała ciocia
-No to się popisałaś.
-Już możecie iść - powiedziałam.
-Nie! Nie można zmarnować takiej okazji. Może po prostu to będzie taka zwykła impreza, co? - zaproponował Harry. Ooo nie wiedziałam, że chłopaki tez tu są. No to ciotka się postarała.
-Dobrze, to wy tu sobie zostaniecie, a ja z Klausem idziemy załatwić parę spraw. Chodźmy już. - powiedziała ciotka. Odprowadziłam ich wzrokiem. Inni zaczęli już się bawić. Rozejrzałam się po salonie i udałam się do swojego pokoju. Muszę zmienić ubranie.

Ciąg dalszy nastąpi...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz