środa, 4 kwietnia 2012

Rozdział 4

Nie czuję żadnej części ciała. Fotele szpitalne są takie niewygodne. No ale sam sobie na to zasłużyłem. Dlaczego nie mogłem pociągnąć jej w swoją stronę. Dlaczego nie mogłem zrobić czegokolwiek! Czemu jestem takim idiotą! I co ja mam teraz zrobić? Sumienie nie daje mi spokoju. Odpuściłem sobie koncert. Wytłumaczyłem chłopakom co się stało. Po koncercie mają do mnie dołączyć. Wiedzą, że zacząłem traktować Annę jak przyjaciółkę. Najbardziej szkoda mi właśnie jej. Na pewno jej ciocia nic jeszcze nie wie. Jak ja mam to jej powiedzieć. Jak mam jej spojrzeć w oczy bez wstydu!? Nie mogłem wytrzymać dłużej na tym malutkim krzesełku. Obwiniałem się za wszystko. Spacerując na końcu korytarza zobaczyłem dziwną poświatę. Szedłem jak zauroczony w kierunku światła. Wszedłem do środka. To kaplica szpitalna. Prawie wszystkie ławki były zajęte. Chyba była msza. Zająłem miejsce pod ścianą. Nie uczęszczam zbyt często do kościoła. Siedząc tam zacząłem myśleć o wszystkim co mi się wydarzyło w ostatnim czasie. Kariera, pieniądze, fanki, mam nowych 4 przyjaciół. Teraz nowa znajomość - Anna. Jest naprawdę inna niż inne dziewczyny. Nie oczekiwałem od niej niczego więcej. Czekałem cierpliwie. Dzisiaj miało spełnić się jej marzenie. Siedziałem i myślałem po prostu o życiu. Zacząłem rozważać to, że człowieka bardzo szybko może nie być już na tym świecie. Wystarczy chwila nieuwagi i nieszczęście gotowe. Muszę coś zmienić ze swoim życiem. Siedziałem całą mszę i myślałem o Annie i rozmyślałem nad moim losem. Wszyscy ludzie wyszli z kaplicy. Zostałem tylko ja. Po paru minutach ciszy podszedł do mnie ksiądz, który odprawiał mszę.

-Dlaczego jesteś taki smutny? Może mogę pomóc? - powiedział ksiądz nachylając się do mnie.

-Czuję się winny wypadku mojej przyjaciółki Anny. Mogłem jej pomóc. Teraz nie wiem co się z nią dzieje. Lekarze i pielęgniarki nie chcą mi nic powiedzieć bo nie jestem 'rodziną poszkodowanej' - zacytowałem lekarza dyżurnego. Spojrzałem na księdza. Chciał, abym kontynuował swój monolog. Dobrze więc. Opowiedziałem mu co dokładnie się wydarzyło. Duszpasterz spojrzał na mnie i uśmiechnął się łagodnie. Przytulił mnie i powiedział:

-Twoja koleżanka wyjdzie z tego i to nie twoja wina. Módl się do Boga. Proś o wyzdrowienie, bo to jest teraz najważniejsze. Ojciec nigdy nie odrzuci prośby swego dziecka. Zaczekaj na mnie tutaj, a ja pójdę i sprawdzę co się z nią stało i w której sali leży. Zaraz wracam. Nie trać nadziei. - powiedział ksiądz i wyszedł.

Może on ma rację. Ukłękłem. Zacząłem się gorliwie modlić. Nie wiem ile tak siedziałem. Usłyszałem ciche szuranie po podłodze. Odwróciłem się i zobaczyłem księdza razem z chłopakami. Do oczu napłynęły mi łzy. Nie wiedziałem co zrobić. Podeszli do mnie całą grupką i przytuliliśmy się. Każdy płakał jak bóbr. Kątem oka zauważyłem, że ksiądz stał w oddali i przyglądał się nam z lekkim uśmiechem na twarzy.

W końcu oderwaliśmy się od siebie. Nigdy nie pomyślałbym, że dojdzie do takiej sytuacji.

-Niall, ksiądz powiedział nam wszystko. Nie martw się o nią. Wyjdzie z tego. - powiedział Louis i uśmiechnął się. Dodało mi to trochę pewności siebie.

-Dobrze jest, że jesteśmy wszyscy razem jak rodzina. - powiedziałem do chłopaków

-Posłuchajcie mnie uważnie. - powiedział ksiądz - Byłem w recepcji i spotkałem lekarza dyżurnego. Udzielił mi pewnych informacji na temat Anny. - w tej chwili serce mi tak biło, jakby miało wyskoczyć - Więc, teraz przechodzi operację. Ale spokojnie to nic wielkiego. W porównaniu z tym jakie mogłaby mieć urazy otwarte złamanie to najmniejszy problem. Ma jeszcze 4 złamane żebra, połamaną rękę i kilka głębszych otarć. To właśnie dzięki tobie przeżyła. Bo odłamek żebra przebiłby płuco. A wtedy to w 70% zginęłaby . Teraz to widać z zupełnie innej strony. Aaa... i ciocia Ani już przyjechała. Idź porozmawiaj z nią. Ona... chce ci podziękować.

Uśmiechnąłem się delikatnie i odetchnąłem głęboko. Jakie ona ma szczęście. Pożegnałem się z księdzem i prawie pobiegłem do ciotki Anny. Gdy mnie zobaczyła rozpłakała się i mocno przytuliła. Nie mogła wydusić jakiegokolwiek słowa. Jedynie płakała. Podałem jej chusteczkę. Przyjęła ją z lekkim uśmiechem i powiedziała:

-Dziękuję ci bardzo za wszystko. Gdyby nie ty ona już by nie żyła. Rozmawiałam z lekarzem. To twoja zasługa. Dziękuję. Co mogę dla ciebie zrobić. - uśmiechnęła się do mnie przez łzy.

-Nie potrzebuję niczego. Chociaż...Jak ona się obudzi to czy mogę wejść do niej bo lekarze mi zabronili. Załatwi mi to pani?

-Tak, oczywiście. Jasne. Zaraz pojadę i powiem lekarzom, że ty jesteś z rodziny. I wszystko załatwione. Poczekaj momencik. Zaraz wracam.

Obserwowałem jak pani Helga rozmawiała z pielęgniarką. Myślałem o tym kiedy będzie koniec tej cholernej operacji. Oby tylko potem nic poważnego jeszcze nie wynikło z tego. Mam nadzieję, że nie będzie sparaliżowana.

-Możesz teraz odwiedzać Annę kiedy tylko chcesz. Proszę bardzo. - powiedziała ciotka Anny

-Może usiądzie Pani a ja pójdę po kawę. Dobrze?

-Dobrze.

Koło automatu stali chłopcy. Rozmawiali o Annie. Zauważyli, że do nich podszedłem.

-Jak tam twoja dziewczynka? - zapytał się Harry

-Operacja trwa. Trzeba czekać. - odpowiedziałem

-Czy masz jakieś plany w stosunku do niej? Podoba ci się ona?

-Nie mam planów co do niej. Jak mam przyjaciółkę to od razu mówicie, że to moja dziewczyna.Ogarnijcie się chłopcy. A tak naprawdę to co chcecie? Raz dwa mówcie

-No więc, za krótko ją znasz, żeby porzucać wszystkie swoje obowiązki, bo 'Anna mnie potrzebuje'. Rozumiem to był wypadek. Ale to była jej wina. Nie masz żadnego poczucia winy, więc zostaw jej rodzinę w spokoju. Niech przetrawią całą sytuację. Wracajmy do domu. Jutro na pewno będzie po wszystkim i odwiedzisz ją z rana. Dobrze? - powiedział Liam jak zawsze racjonalny

-Masz rację. Mieszam się z buciorami do cudzego życia. Zaniosę kawę i jedziemy. - powiedziałem zrezygnowany.

Podszedłem do ciotki Anny i powiedziałem:

-Muszę już jechać. Proszę tu jest mój numer - podałem jej kartkę z moim nr. telefonu - Jak Anna się wybudzi proszę zadzwonić. Dobranoc Pani.

-Dobranoc chłopcze.

Wyszedłem ze szpitala z ciężką głową. Ale mi ciężko. Jutro cały dzień pracuję. Louis kierował autem.  Ciekawe czy znajdę czas aby ją odwiedzić. Może Louis podwiezie mnie. Ach Anna... Znalazłem w komórce jej zdjęcia. Piękna, uśmiechnięta dziewczyna. Przyglądałem się jej dłuższy czas, aż w końcu zasnąłem.

1 komentarz:

  1. Masakra, dlaczego chłopcy tak powiedzieli do Nialla? To źle, że się troszczy o Anne ? Nie wiem co o tym myśleć

    OdpowiedzUsuń