Następnego dnia nie za bardzo chciało mi się odwiedzać Larrego. Ten chłopak raczej nie przekonał mnie do siebie. Po zjedzeniu śniadania ogarnęłam się i z nudów zaczęłam oglądać TV. Jak zwykle ciotka wyszła do pracy i byłam sama w domu. Telewizja też zaczynała mnie już nudzić. Zatem postanowiłam wyjść na miasto. Idąc chodnikiem zauważyłam na wystawie super bluzkę. Nie zastanawiając się długo weszłam do sklepu i kupiłam ją. W sklepie znalazłam też spodenki, które bardzo mi się spodobały. Po przymierzeniu, stwierdziłam, że dobrze na mnie leżą i także je kupiłam. Wyszłam ze sklepu. Następnym miejscem które chciałam "odwiedzić" była galeria, w której bardzo spodobały mi się buty. Też je kupiłam ! Gdy wracałam do domu wyglądałam jak jakiś tragarz. Na obu rękach miałam chyba po 10 toreb. Byłam zadowolona. Zakupy mi się udały, to jakbym miała nie być szczęśliwa?! Byłam już koło szpitala więc zostało mi jakieś 20 minut drogi na piechotę. Nagle coś mną zatrzęsło. Przecież w tym szpitalu leży Larry. Coś podpowiadało mi, żebym zajrzała do niego. To się chyba nazywa sumienie...Ja nie chciałam do niego iść, przecież mam tyle zakupów, mogą mnie nie wpuścić - tłumaczyłam sobie. Jednak po chwili sumienie wzięło górę.
Gdy wchodziłam do szpitala serce waliło mi tak, jakby zaraz miało wyskoczyć z pod piersi. Otrząsnęłam się i pomaszerowałam do pokoju pielęgniarek, żeby zapytać się gdzie leży Larry. Wprawdzie wcześniej leżał w siódemce, ale kto wie, może go przenieśli.
- Dzień dobry! Czy mogłaby mi pani powiedzieć w jakiej sali leży Larry York ? - powiedziałam.
- Dzień dobry. Zaraz zobaczę. Musi pani chwilę poczekać - odpowiedziała jedna z pielęgniarek.
- Dobrze.
- Leży w sali nr. 7 . A czy pani jest z rodziny ? - zapytała.
- Można tak powiedzieć...
- Aha dobrze. Niech włoży pani jeszcze buty ochronne.
Wróciłam do wyjścia, by kupić sobie te śmieszne buty.
Założyłam je. Szłam w kierunku siódemki.
- O ja cie... Larry chciał żelki - przypomniałam sobie.
Dobra niech stracę. Zatrzymałam się w bufecie i kupiłam żelki. Przemieszczając się po szpitalu w końcu znalazłam salę nr. 7. Otworzyłam drzwi. Serce waliło mi jeszcze mocniej, niż wtedy, gdy wchodziłam do szpitala.
- Oooo , kto uraczył mnie swoją obecnością. Cześć Anka - powiedział Larry.
Nie wiem dlaczego ale po słowach '...uraczył mnie swoją obecnością...' wkurzyłam się.
- Siema Larry - burknęłam
- I co ? Kupiłaś mi żelki ? - zapytał
Przewróciłam oczami i rzuciłam żelki na łóżko.
- A co jesteś taka zła ?-Nie wiem, tak po prostu...jakiś zły dzień... -odpowiedziałam.- ale jego nie obchodziła moja odpowiedź, zajął się otwieraniem żelek. Teraz to mnie na serio zaczynał wkurzać.
- Fuuuj. Te żelki są okropne !!! Jak mogłaś kupić mi coś takiego ?! - zaczął zrzędzić
- Wiesz co ?!!! - krzyknęłam - Zaczynam żałować, że tu w ogóle przyszłam. Do widzenia ! - mówiłam kierując się w stronę wyjścia.
- Ale Ty jesteś naiwna !
- Niby dlaczego ?
- Przecież ja w każdej chwili mogę Was wydać.
- My też możemy na Ciebie sypnąć - odpowiedziałam z zadziornym uśmieszkiem.
-Hahahahaha - zaśmiał się chamsko - nie macie żadnych dowodów !
- Ha ! Ty też nie masz !
- Ale ja mam wtyki, ojciec chirurg, matka siedzi w sądzie...Sama widzisz..Musisz być dla mnie miła, jak nie to sypnę. I co wtedy dziewczynko zrobisz?
Zatkało mnie. Stałam bez ruchu. Ale się wkopałam...Larry patrzył na mnie podśmiewając się. Ja nie wiedziałam co robić.
- Dobra, to ja teraz wyjdę, a przyjdę jutro całkiem inna, zgoda ?
- Boisz się mała...Lubię to !
Znowu to co powiedział było chamskie, a nawet bardzo chamskie. Ale skoro Larry ma wydać ciotkę, postanowiłam tego nie komentować.
- Dobra ??? - zapytałam raz jeszcze
- No ba - odrzekł.
- To na razie !
- Pa .
Wyszłam ze szpitala i cały czas myślałam o tym co powiedział mi Larry. Nie chciałam, żeby ciotka miała problemy, ale też nie mogłam pozwolić na to, żeby Larry po mnie jeździł. Gdy przyszłam do domu opowiedziałam cioci całą historię. Była zaszokowana postępowaniem chłopaka. Prosiła mnie, żebym codziennie odwiedzała Larrego i spełniała jego zachcianki. 'Najwyraźniej bała się, że ją wyda' - pomyślałam. Ciotka jeszcze nigdy się na mnie nie zawiodła i chciałam to utrzymać, dlatego zgodziłam się.
Gdy wchodziłam do szpitala serce waliło mi tak, jakby zaraz miało wyskoczyć z pod piersi. Otrząsnęłam się i pomaszerowałam do pokoju pielęgniarek, żeby zapytać się gdzie leży Larry. Wprawdzie wcześniej leżał w siódemce, ale kto wie, może go przenieśli.
- Dzień dobry! Czy mogłaby mi pani powiedzieć w jakiej sali leży Larry York ? - powiedziałam.
- Dzień dobry. Zaraz zobaczę. Musi pani chwilę poczekać - odpowiedziała jedna z pielęgniarek.
- Dobrze.
- Leży w sali nr. 7 . A czy pani jest z rodziny ? - zapytała.
- Można tak powiedzieć...
- Aha dobrze. Niech włoży pani jeszcze buty ochronne.
Wróciłam do wyjścia, by kupić sobie te śmieszne buty.
Założyłam je. Szłam w kierunku siódemki.
- O ja cie... Larry chciał żelki - przypomniałam sobie.
Dobra niech stracę. Zatrzymałam się w bufecie i kupiłam żelki. Przemieszczając się po szpitalu w końcu znalazłam salę nr. 7. Otworzyłam drzwi. Serce waliło mi jeszcze mocniej, niż wtedy, gdy wchodziłam do szpitala.
- Oooo , kto uraczył mnie swoją obecnością. Cześć Anka - powiedział Larry.
Nie wiem dlaczego ale po słowach '...uraczył mnie swoją obecnością...' wkurzyłam się.
- Siema Larry - burknęłam
- I co ? Kupiłaś mi żelki ? - zapytał
Przewróciłam oczami i rzuciłam żelki na łóżko.
- A co jesteś taka zła ?-Nie wiem, tak po prostu...jakiś zły dzień... -odpowiedziałam.- ale jego nie obchodziła moja odpowiedź, zajął się otwieraniem żelek. Teraz to mnie na serio zaczynał wkurzać.
- Fuuuj. Te żelki są okropne !!! Jak mogłaś kupić mi coś takiego ?! - zaczął zrzędzić
- Wiesz co ?!!! - krzyknęłam - Zaczynam żałować, że tu w ogóle przyszłam. Do widzenia ! - mówiłam kierując się w stronę wyjścia.
- Ale Ty jesteś naiwna !
- Niby dlaczego ?
- Przecież ja w każdej chwili mogę Was wydać.
- My też możemy na Ciebie sypnąć - odpowiedziałam z zadziornym uśmieszkiem.
-Hahahahaha - zaśmiał się chamsko - nie macie żadnych dowodów !
- Ha ! Ty też nie masz !
- Ale ja mam wtyki, ojciec chirurg, matka siedzi w sądzie...Sama widzisz..Musisz być dla mnie miła, jak nie to sypnę. I co wtedy dziewczynko zrobisz?
Zatkało mnie. Stałam bez ruchu. Ale się wkopałam...Larry patrzył na mnie podśmiewając się. Ja nie wiedziałam co robić.
- Dobra, to ja teraz wyjdę, a przyjdę jutro całkiem inna, zgoda ?
- Boisz się mała...Lubię to !
Znowu to co powiedział było chamskie, a nawet bardzo chamskie. Ale skoro Larry ma wydać ciotkę, postanowiłam tego nie komentować.
- Dobra ??? - zapytałam raz jeszcze
- No ba - odrzekł.
- To na razie !
- Pa .
Wyszłam ze szpitala i cały czas myślałam o tym co powiedział mi Larry. Nie chciałam, żeby ciotka miała problemy, ale też nie mogłam pozwolić na to, żeby Larry po mnie jeździł. Gdy przyszłam do domu opowiedziałam cioci całą historię. Była zaszokowana postępowaniem chłopaka. Prosiła mnie, żebym codziennie odwiedzała Larrego i spełniała jego zachcianki. 'Najwyraźniej bała się, że ją wyda' - pomyślałam. Ciotka jeszcze nigdy się na mnie nie zawiodła i chciałam to utrzymać, dlatego zgodziłam się.