niedziela, 20 maja 2012

Rozdział 22

Był to Larry. Nie dałam po sobie poznać, że go znam. Chłopak puścił do mnie oczko, odwrócił się i zaczął uciekać. Ale ciotka chyba nie przewidziała takiego scenariusza. Zaczęła go gonić. Tak jasne. Ona i bieg na 1000 m. - pomyślałam - Prędzej zawału dostanie.
Larry był szybszy, ale ciotka złapała go za tył koszuli i pociągnęła do tyłu. Chłopak zachwiał się i niefortunnie upadł plecami na bruk. Leżał bez ruchu, a spod głowy wyciekła strużka krwi. No ale jaja! Ciotka załatwiła go na amen.  Normalnie boki zrywać. Podeszłam do nich bliżej i przyjrzałam się Larremu. Znacznie zbladł na twarzy. Odwrócił głowę i zwymiotował. Kurde na poważnie coś mu się stało! Jedną dłoń przyłożyłam do klatki piersiowej, a drugą do szyi. Wyczułam puls. Może po prostu to przypadek, że zwymiotował.
-Idź do szpitala. Zawołaj jakiegoś lekarza, czy pielęgniarkę. - Powiedziałam do ciotki. Ona kiwnęła głową i pobiegła do drzwi. Siedziałam spokojnie i obserwowałam Larrego.Cały czas był nieprzytomny.
-Odsuń się! W tej chwili! - krzyknął ktoś za mną. Wykonałam polecenie. Stanęłam obok i przyglądałam się czynnościom wykonywanym przez lekarza. Sprawdził stan czaszki, szyi, kończyn dolnych i górnych. Zmierzył ciśnienie. Rutynowe zabiegi. Potem razem z pomocą obserwatorów wydarzenia umieścili go na noszach i szybko zanieśli do gabinetu. Cały czas towarzyszyłyśmy mu. Doktor nadal wykonywał jakieś badania.
-To jest prawdopodobnie wstrząśnienie mózgu. Ile czasu minęło od wypadku? - zapytał lekarz
-Około 10 minut. - powiedziała ciotka
-To dziwne. Powinien już się obudzić. Muszę zrobić prześwietlenie i dodatkowe badania. Proszę tu zaczekać. Miejmy nadzieję, że to tylko mały uraz mózgoczaszki. - powiedział i wyszedł wioząc Larrego na wózku. Spojrzałam na ciotkę. Cały czas się nie odzywała. Wyglądała na zdenerwowaną. Podeszłam do niej i przytuliłam. Obie usiadłyśmy na krzesłach i czekałyśmy.
Po godzinie...
Ciotka zaczęła wymyślać nie wiadomo jakie to scenariusze. Że umrze, że będzie sparaliżowany. Nie przypuszczałam do siebie takiej myśli więc siedziałam cicho i czekałam cierpliwie. Po chwili do gabinetu wszedł doktor.
-Chłopak obudził się, został umieszczony na sali w celu dalszej obserwacji. Wychodzi na to, że to wstrząśnienie mózgu. Na szczęście nie groźne, ale poleży prze najbliższe parę dni. Odzyskał też pamięć. Powiedział się jak nazywa i okazuje się, że jest synem jednego z naszych chirurgów. Więc kim są Panie? Nie mogę ujawniać wiadomości nieznajomym. - powiedział lekarz.
-Byłyśmy przy wypadku. Możemy się z nim zobaczyć? - powiedziała ciocia
-A jeżeli tak to proszę zaprowadzę Was.
Wyszliśmy z pomieszczenia, krążyliśmy po korytarzach, ale w końcu doszliśmy. Lekarz wyszedł w celu kontroli pozostałych pacjentów, ale ostrzegł nas abyśmy były cicho. Zostałyśmy z nim same. Larry przyglądał mi się bardzo natrętnie.
-Hej mała - powiedział
-Hej Larry - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się - Ale słabeusz z ciebie. Moja własna ciotka tak cię załatwiła. Wstydził byś się. - Chłopak spojrzał na mnie ze złością, ale potem też zaczął się śmiać.
-To wy się znacie? - powiedziała ciotka i spoglądała na nas ze zdziwieniem.
-Jakiś czas temu się poznaliśmy w bardzo ciekawych okolicznościach. Co nie? - powiedział Larry i spojrzał na mnie z chytrym uśmieszkiem na twarzy. Spanikowałam i powiedziałam:
-Niezbyt. Dobra ciociu chodźmy już. - pociągnęłam ją za rękaw w kierunku wyjścia.
-Zaczekaj - odpowiedziała. No super i się wszystko wyda.
-Więc, zróbmy interes. Ja nie powiem, że ty chciałeś ukraść moje auto, a ty nie powiesz, że to ja tak ciebie załatwiłam, dobrze? Powiedzmy, że się potknąłeś. Umowa stoi? - powiedziała ciotka
Larry po chwili namysłu powiedział:
-Niech tak będzie.
-No to super. Idziemy już? - nalegałam
-Tak.
-A odwiedzicie mnie jutro? - zapytał się Larry
-Zobaczymy. - powiedziałam. Gdy wychodziłyśmy Larry krzyknął:
-Przynieś mi żelki Haribo! - odwróciłam się do niego i kiwnęłam głową. Przy wyjściu stali policjanci. Zapytali się nas co widzieli. I tyle. Spokojnie wróciłyśmy do domu. Od razu padłam na łóżko. Ale dzień! Rzadko taki się zdarza, ale te miejsce i wakacje są jakieś dziwne. Nigdy nie miałam takich wypadków i nie poznałam takich ludzi. Hm... co tam robił Larry. Zastanawiałam się przez chwilę, ale odpuściłam. Jutro się go zapytam.













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz